niedziela, 23 czerwca 2013

Sens i bezsens


Autor: Jakub Sztajber





Różne są chwile w życiu człowieka, a jedną z nich jest doświadczenie na sobie tragedii, także to, co w takiej chwili się myśli. Poddać się czy walczyć, oto pytanie na które musi się znaleźć odpowiedź, o ile nie chce się tkwić w bezruchu.

Sens czy bezsens?
Życie człowieka to jedna wielka niewiadoma, gdyż nie wie się, co za chwilę się zdarzy. A to znaczy, że niczego nie można wykluczyć, także wielkiej osobistej tragedii, która za chwilę może się wydarzyć.
Sens życia
Na czym to polega? 
Co to w ogóle jest, co znaczy, do czego to potrzebne? 

Czasami odnoszę wrażenie, że wszystko jest bezsensem, bo skoro niczego przewidzieć nie można, to znaczy, że jest się bezsilnym, że nie ma się możliwości przeciwdziałania, więc jeden wielki bezsens z tym sensem życia.
Stając wobec swojej olbrzymiej tragedii, np. gdy cały dorobek życia spłonie w krótkiej chwili, człowiek jest nagi wobec tego, co się zdarza, jest jak niemowlę uzależnione od swej matki. Stoi i patrzy, a w jego głowie kłębią się myśli pchające do poddania się, choć z drugiej strony pojawiają się i takie, które determinują do działania.
Stojąc nad mogiłą przeszłości, nad zgliszczami materialnego bytu, nie trudno pojąć, jak ulotną jest materia, za którą goni się bez opamiętania. Ten Bóg okazuje się fałszywy, niegodzien jest gloryfikowania, jest co najwyżej jak spożywany chleb, który za chwilę zostanie wydalony.
Sens z bezsensem toczy nieustającą walkę. Na ringu cios za cios, raz pada jeden, za chwilę drugi i wydaje się, że w tej walce nie ma zwycięzcy, jak i pokonanego.
Lecz życie trwa, bez względu na moje zapatrywania, odczucia, gniew czy wściekłość. Ono nie podlega żadnej ocenie, można tylko przez nie przejść albo też się poddać, choć i to w niektórych przypadkach okazuje się nie takie proste.
Wiele, bardzo wiele zależeć będzie od mojego osobistego nastawienia do życia, od tego, czy zechcę podjąć kolejne wyzwanie, choćby po to, by przekonać samego siebie, że warto walczyć o każdą chwilę, że warto się nią cieszyć, nawet jeżeli stoi się wobec tak wielkiej swojej tragedii. Na dobrą sprawę nic takiego się nie stało, spłonął jeden dom, trochę zgromadzonego tam dobytku, a przy okazji wiele niepotrzebnych śmieci, zebranych na tej przestrzeni. To przecież nie może być powód do poddania.
Można na to spojrzeć i tak. Oto spaliło się tylko to, co było zbędne. Może to i dziwne spojrzenie, lecz czasami warto popatrzeć na siebie i to, co wkoło, z innego punktu widzenia. Warto odciąć się od subiektywnych ocen, które przecież zawsze są tylko moimi, a więc dalekimi od obiektywnych.
W znanym nam świecie nic nie jest wieczne, wszystko podlega śmierci, czyli zniszczeniu. Tak jak w interesie musi być ruch, tak i w tym świecie jest ruch, tyle tylko, że na ogromną skalę, skalę niewyobrażalną dla człowieka. Tym prawom wszyscy podlegamy i nie ma żadnego znaczenia, moje czy kogokolwiek widzimisię.

Sens czy bezsens, to tylko nasze ludzkie nazwy, to określenia mające niby coś tłumaczyć, lecz tak naprawdę nikomu i do niczego niepotrzebne. Można nad nimi zastanawiać się w nieskończoność, można wywodzić z nich przeróżne teorie, lecz nie zmieni to w niczym rzeczywistości, która cały czas jest wokół nas.


ARTELIS.pl artykuły do przedruku

______________________________________________________REKLAMA

¤ pomoc w dochodzeniu odszkodowania

blog SPOKOJNA STAROŚĆ 



poniedziałek, 10 czerwca 2013

Obiektywnie - O Religii

Autor: Andrzej Urbanowicz

Od irytacji po obelgi. Od głębokiej wiary po fanatyzm. W dzisiejszych czasach trudno o pozbawioną emocji opinię na temat Religii. Każdy zdaje się mieć mocno określone stanowisko w tej kwestii, i zawsze jest to prawda absolutna. Zatrzymajmy się na chwilkę i z pozycji netralnej zadajmy sobie pytanie - czym jest Religia?


Możnaby spokojnie powiedzieć, że każdy w tym miejscu podałby własną definicję Religii. Ale na próżno szukać wyjaśnień opartych na obiektywnych analizach. Zawsze będzie to opinia wyrobiona na podstawie działań różnych grup, religijnych, ideologicznych, politycznych. W dzisiejszych czasach Religia jest kartą przetargową, narzędziem do manipulacji mas. Czasem tarczą, czasem pośrednim celem, kozłem ofiarnym ułatwiającym wyrafinowane działania socjotechniczne. I mimo, że wydawać by się mogło, że było tak zawsze to w dzisiejszym zglobalizowanym świecie manipulacja jest znacznie dalej posunięta niż kiedykolwiek. I nie mówię tu tylko o wyznawcach Religii, ale o wszystkich posługujących się nią jak orężem w debacie publicznej.

 

Nie wierzę w Boga a więc to mnie nie dotyczy

 

Czy z Religii można się "wypisać"? To zdarza się w dzisiejszych czasach. Idea wydaje się być nonsensowna bo Religia to nie forma klubu ani stowarzyszenia. Ale ludzie czasami to robią starając się coś w ten sposób zamanifestować. Co? Nie wiadomo, bo jako argument powtarzają "Nie wierzę w Boga, on nie istnieje". A więc skoro tak, wnioskują że Religia ich nie dotyczy. Naturalnie aby nie być członkiem danej Religii nie trzeba wykonywać żadnych oficjalnych działań. Bo skoro nie wierzę, to dany Kościół jest dla mnie tworem urojonym, więc po co wysyłać do niego pisma i podania? Brak logiki w takim działaniu odsłania hipokryzję tych ludzi. Ale nawet w takich przypadkach pojawia się kwestia Wiary. Rzecz, przynajmniej w naszej kulturze, mocno powiązana z Religią lub wręcz z nią tożsama.
Czy więc tylko o to chodzi, o Boga? Wiarę w niego, w dogmaty religijne? A może jednak jest coś więcej, o czym rzadko się mówi, co zostało pominięte w ostatnich latach tak bardzo, że już się o tym nie pamięta. Być może propaganda decydentów, a także sam Kościół tak bardzo zamazał nam obraz całości, że widzimy temat jedynie poprzez wmawiane nam stereotypy, tudzież dogmaty?

Biblia. Źródło trzech głównych Religii - Judaizmu, Chrześcijaństwa oraz Islamu (Koran jest defacto zapiskiem przemyśleń Mahometa czytającego pisma hebrajskie wchodzące w skład dzisiejszej Biblii). "Dzieje Apostolskie", "Listy świętego Pawła" jak najbardziej pasują do Religii pojmowanej przez pryzmat Wiary. Opisują powstawanie pierwszych dogmatów i organizację podstawowej struktury Kościoła aby szerzyć określoną "wizję Boga".
Tymi księgami Biblia się jednak kończy. To teksty powstałe lata po śmierci Jezusa i spisaniu jego słów. To co znajduje się w zupełnym fundamencie, a więc "Starym Testamencie" (podstawa również Żydowskiego Talmudu) to teksty dużo bardziej urozmaicone. Oprócz oczywistych traktatów o Bogu jak "Księga Psalmów" i dzieje patriarchów odnajdujemy opisy stricte historyczne, opisy całych pokoleń a także "Księgę Przysłów", "Księgę Powtórzonego Prawa", "Księgę Liczb" i tym podobne. Rzeczy, które mimo regularnego nawiązywania do Boga nie o nim mówią. Są to prawa, są to zasady życia w społeczeństwie, są to rzeczy bardzo przyziemne. Większość fragmentów ma wręcz charakter organizacyjny.
Dlaczego wieki po śmierci Jezusa pisma te włączono do kanonu, wszak gdyby dzisiaj redagowano Biblię według powszechnie panujących stereotypów (tak u wierzących jak i u ateistów) znalazłyby się w niej wyłącznie Ewangelie i być może fragment o stworzeniu świata, często przytaczany przy najprzeróżniejszych okazjach. Urozmaicenie pism kanonu rozszerza perspektywę, wykraczaliśmy daleko poza dysputy o Bogu. To dowód na to, jak Religie postrzegano pierwotnie.
Jeśli rzecz dotyczyłaby wyłącznie teologii zadaniem kapłana byłaby głównie medytacja i filozofia. Stałby się bezwpływowym mędrcem, znajdującym się poza społeczeństwem. Taki obraz nie pasuje jednak do kapłanów głównych Religii. Pomijając wyjątki Kościoły zawsze brały czynny udział w życiu ludzi. Wcielając w życie słowo pisane, tak jak sugeruje to Biblia, Kościół ma szeroki wpływ kulturowy, naukowy i socjologiczny.

 

Ludzkie sprawy

 

Analizując historię naszej cywilizacji i działań Kościoła w tym czasie dogmat Boga zawsze był dodatkiem. Z pewnością scalał ideę w całość i inspirował, ale jeśli przyjrzymy się wojnom religijnym, walczono o rzeczy znacznie ważniejsze niż dogmat. Walczono o ziemię, o dobra naturalne, w obronie narodu, kultury, obyczajów, tradycji.
Hasło "W imię Boga" nabiera zupełnie innego znaczenia jeśli przyjrzymy się temu zagadnieniu. Zauważymy intrygującą prawidłowość w toczonych sporach. Wrogie sobie Religie zazwyczaj miały bardzo zbliżone nauki teologiczne, te same lub podobne pojmowanie Boga, wspólne źródła. Spór w gruncie rzeczy dotyczył różnic światopoglądowych, tradycji, kultury, polityki. To zawsze było ścieranie się dwóch, wielkich Cywilizacji, odmiennych kultur a to zawsze wywołuje konflikt.
Wojny Religijne nie miały więc wiele wspólnego z "wiarą w Boga" w naszym ograniczonym, zachodnim pojmowaniu. Nawet ruch husycki oraz inne wewnętrzne działania kościelne i związane z tym konflikty nie miały podłoża jedynie w teologii, ale w podziale władzy, w burzeniu ustalonego porządku i prób reorganizacji funkcjonującego systemu co miało bezpośrednie przełożenie na społeczeństwo. Z biegiem czasu obrona przed burzeniem porządku nazywana była po prostu "wojną o Boga" choć widzimy, że był to tylko termin uogólniający motywy konfliktu. Zawsze wiedziano, że walczy się po prostu o ludzi.

 

Ci wstrętni hipokryci!

 

Jakże odmienny obraz Religii mamy dzisiaj. Ona sama nie zmieniła się, po prostu społeczeństwo nie dorasta do zrozumienia tematu. Dzisiaj dowody znaczą mniej niż medialna propaganda. Jeśli historia konfilktów religijnych pokazuje, że nie o teologię chodziło i było to jawne to i tak nazywamy to hipokryzją. Wbrew logice i dowodom. Dzieje się tak dlatego, że fakty przeczą postawionej przez kogoś tezie, którą trzeba bronić za wszelką cenę. A dzisiaj ktoś chce widzieć Kościół wyłącznie jako ostoję dogmatu teologicznego i nic więcej. Kiedy naturalną koleją rzeczy jest jego udzielanie się w sprawach społecznych i politycznych burzy to misternie przemyślaną koncepcję. Wymyka się to naszemu pojmowaniu. Ostatnią jednak rzeczą jaką może współczesny człowiek zrobić to przyznać się do błędu. Zawsze obwiniamy stronę przeciwną.
Naturalnie są powody takiego stanu rzeczy. Nie spłycajmy tematu wnioskując, że współczesny człowiek jest za głupi aby potrafić samodzielnie osądzić sytuację. Problemem jest to, że trudno dzisiaj samodzielnie myśleć, wyrobić sobie samodzielne zdanie, własne a nie wmówione nam przez media czy organizacje stosujące zagrania socjotechniczne. A otaczamy się mentalnym wpływem innych. To oni kształtują nasze pojmowanie świata według własnych kryteriów.
Największa manipulacja tego typu ma miejsce w Europie. Lewicowa hucpa drążąca nasz kontynent, jako fundament swoich działań ma walkę właśnie z Religią. Aby akcja miała szansę powodzenia zaplanowano atak na samą tożsamość religijną redukując Religię do kwestii teologicznych. Dlaczego tak się dzieje, otóż zdając sobie sprawę, że Religia jest szerokim pojęciem, które sprowadza się po prostu do "cywilizacji" staje się ona niezwykle niewygodna. Skoro lewicowy anarchizm ma za cel rozpad cywilizacji to atak na Religię demaskuje te działania jako takie. Nie można działać przeciwko ludzkości prosząc ludzi o poparcie tych działań. Przedstawia się więc Religię w ubogiej formie, spacyfikowaną. Nie mającą nic wspólnego ze świeckimi sprawami a jedynie z górnolotną teologią. Wszystkie działania Religii na polu świeckim stają się od teraz hipokryzją, przekroczeniem granic i atakiem na "wolność". Z tak spreparowaną wizją Religii można ruszać do ideologicznego boju, jako zbędna, zła i zniewalająca staje się rzeczą źle widzianą, zwalczaną. A upadająca Religia ciągnie za sobą wszystko co z nią związane, a co celowo się przemilcza a więc prawo, kulturę, tradycję, obyczaje. I to jest powodem zawężenia znaczenia terminu "religia" w dzisiejszych czasach.
Manipulanci to jedna strona medalu, druga to samo duchowieństwo. Bardzo wyraźnie widać kryzyz kościołów. Kościół chrześcijański nie potrafi odnaleźć się w dzisiejszych czasach, a Islam zupełnie się pogubił i jest zmanipulowany od wewnętrz. Sterowany przez garstkę wpływowych ludzi zszedł ze ścieżki wytyczonej przez islamskie dogmaty, i tak już trudne do określenia. Kościół katolicki natomiast cechuje letarg i brak energii do walki o dobro człowieka. Wycofując się zupełnie z życia publicznego ułatwia wrogom społeczeństwa propagowanie swych treści, w tym o roli Religii. Spotkania z wiernymi ograniczane są do powtarzanych dysputów teologicznych, brak zaangażowania jeszcze bardziej zaciera obraz Religii w dzisiejszym świecie.
Działania i jednej i drugiej strony prowadzą do zachowań fanatycznych. Pojawia się wiele religijnych osób, które nie potrafią zrozumieć Biblii i źle interpretują jej nauki, lub nie interpretują w ogóle rozumiejąc symboliczny tekst dosłownie. Z drugiej strony mamy agresorów. Zmanipulowani propagandą różnych lobby plują jadem na wszystko co związane z Religią, choćby byli to oni sami. Pozbawieni własnych poglądów stają się ich ideologicznymi żołnierzami. Wyprana z podstawowych cech Religia sprowadzana jest do roli sekty, rzekomo zniewalającej ludzi i działającej na ich szkodę. Argumenty nie są przedstawiane bo nie istnieją w sztucznie wykreowanym świecie. Paradoksalnie słowa nawołujące do "wolności" manipulują ludźmi jak nic innego wcześniej.
W warunkach podkopywania własnych fundamentów niezwykle trudno zachować jasność umysłu.

 

Czym jest Religia

 

Religia w pełnym rozumieniu nie może służyć nikomu jako narzędzie socjotechniczne. Zakłamana jej wizja już tak, ale nie mówimy wtedy o istocie rzeczy, a o tworze wirtualnym. Nie może być też ograniczana przez poszczególne grupy żyjące w tej samej cywilizacji. Zawłaszczana jako ideologia. Religia, sama w sobie, po prostu jest cywilizacją. To nie tylko pojmowanie Boga, to również prawa, historia, obyczaje, tradycja, szeroko pojęta kultura. Zasady współżycia ludzi sięgające korzeni, jego natury. Gloryfikacja nie tylko Boga, ale przede wszystkim człowieka. Wszelkie dogmaty zostały przecież stworzone, ustalone jako pomoc w życiu społeczeństwa. One nie wzięły się znikąd, ale były budowane jak kolejne prawa.
W każdej grupie społecznej, nawet wśród zwierząt, muszą istnieć zasady. Nie istnieje w przyrodzie wyjątek od tej reguły. Im większa grupa tym rozkład ról i praw jest bardziej finezyjny. Ludzkość jako jedyna potrafiła na tle swojego systemu stworzyć sztukę i kulturę. Już nie tylko taka sama wizja Boga miała scalać ludzi, ale właśnie kultura, obyczaje. Mimo finezyjnych rozwiązań wszystko oparliśmy na źródle leżącym w naturze, na normalnych zachowaniach. Podział ról i przestrzeganie prawa (również moralnego) nie kłóci się z wolnością jednostki, jak dzisiaj stara się nam to wmówić. Jeśli coś jest przeciwko anarchii, nie jest przeciwko wolności. Próba postawienia tych dwóch rzeczy na przeciwnych szalach jest nonsensowna i człowiek rozumny nie powinien dać się łapać na takie manipulacje.
Religia jest więc scaleniem w jedno ludzi danej cywilizacji. Atak na Religię staje się w głębszym sensie atakiem na społeczeństwo, nie na Wiarę. Czytając pisma święte różnych Religii wiara w Boga zawsze towarzyszy rzeczom stwarzającym kulturę, podkreślającym naturę człowieka, nie Boga. Teologia ciągle się rozwija, dogmaty powstają i są modyfikowane, ale prawa naturalne są z zasady niezmienne. I to zdaje się być prawdziwą twarzą Religii - człowiek.
Nasuwa się pytanie, czy aby żyć w obrębie danej Religii trzeba dzielić jej przekonanie co do Boga? Czy można mieć własny pogląd w tej sprawie, ale nie odrzucać własnej tożsamości, dorobku kulturalnego, natury? Sam ateizm przecież tego nie wyklucza, nie każe ustać po drugiej stronie barykady z kamieniem bo taka wizja spolaryzowanego świata leży w interesie pewnych ludzi. To jest właśnie zniewolenie, zmarginalizowanie się.

Czy nie jest godne zastanowienia, że zaciekli wrogowie Religii to najczęściej wrogowie ustalonego ładu, dewianci, osoby psychicznie skrzywione własnymi kompleksami lub wmówionymi? To najczęściej ludzie zajmujący margines, grupy mające problem ze sobą, szukające wroga, tak jak feministki czy dewianci seksualni. Rzadko spotyka się adwersarza, który działałby z postawy neutralnej, nie spaczonej jakimś ukrytym motywem. Dyskusja z takim człowiekiem odbywa się na zupełnie innym poziomie.

Mówił o tym już Jan Paweł II, który nawiązywał dialog z innymi tradycjami teologicznymi. Gdzież tam była rzekoma zaściankowość i zamknięcie na człowieka, łatka która przyklejana jest przez niektórych Religii? To nie ma sensu.

Religia jest tożsama z cywilizacją. Tym jest w swojej pełnej formie. Jest dorobkiem pokoleń. Zawsze powinniśmy mieć na uwadze jej szerszy kontekst i nie pozwalać na szufladkowanie jej i używanie jako oręża ludziom skrzywionym. To wspólne dobro, uniwersalne dla każdego normalnego człowieka żyjącego w społeczeństwie.



Artykuły do przedruku

czwartek, 6 czerwca 2013

PIERWSZE ROZCZAROWANIE

Nie tak trudno wyłowić je z pamięci.
I nie ma właściwie znaczenia, ile dzisiaj mamy lat.

Prawie w każdym życiu pierwsze rozczarowanie ma to samo źródło.
Jakie mu przypisać imię ? ... to imię pierwszej miłości - dla większości z nas niestety nie spełnionej.

:) to były piękne czasy - dla niektórych już w szkole podstawowej, a dla innych w okresie szkoły średniej.
Gdzieś wewnątrz, wcale nie wiadomo gdzie, budzi się podekscytowanie, że podobno życie bywa piękne. Narasta chęć aby to sprawdzić, doświadczyć szczęśliwości niesionej wiosennym wiatrem o zapachu jaśminu albo bzu albo pomrukiem letniej burzy unoszącej zapach parującej gorącem ziemi.
Beztroska młodości miesza się z niepokojem dojrzewającego ciała, więc kiełkuje ziarno niepewności co jest ważne i potrzebne aby odczuwać spontaniczną radość każdego dnia oraz lubić siebie.


Pierwsza miłość poprzez zapatrzenie zapada głęboko w duszy i nie można jej wyrzucić z pamięci ani świadomości. Z czasem dochodzi się do wniosku, że nie ma sensu próbować jej wyrzucać, bo powraca wciąż jako cudne wspomnienie i tęsknota młodości. Myślenie o niej niesie jakieś ukojenie i uspokojenie,  którego nie można przytomnie ogarnąć.

To bujanie w obłokach. Piękne wizje o tym, jak pięknie mogłoby być.
Prawdziwie najskrytsze myśli wtedy i teraz ... i zawsze kiedy się pojawiają.

Dlaczego takie poplątanie jest konieczne.
Zauroczenie tą jedną osobą i dziecinne naiwne zakochanie, które chciałoby się zachować na całe życie.
To nic, że w tle jest jakaś szkolna ławka albo boisko pełne rówieśników. Niektórzy nawet palą papierosy, aby przyspieszyć dorosłość. Pierwsze prywatki bez rodziców i urok tych momentów smakowania wina albo innego alkoholu .... nawet jak wcale nie smakuje.
Czas dorastania ma swoje prawa.
Pierwsza miłość bywa często od pierwszego wejrzenia. Czy wiele osób zdaje sobie z tego sprawę? ...raczej nie
Często brakuje odwagi, żeby wyciągnąć po nią rękę i dotknąć, albo walczyć aby dowieść jak szczera i prawdziwa. Niepewność jak okazywać uczucia aby uniknąć śmieszności potrafi być paraliżująca.
Odchodzi więc pierwsza miłość, nie dając wiele smaku, ale pozostawia pragnienie i głód. Doznanie pierwszego prawdziwego rozczarowania rozpoczyna nowy etap życia.
W bezsilności i rozpaczy  szukamy innych miłości, próbujemy tę pierwszą zastąpić inną osobą.
Ale nie chcemy, żeby znowu tak bolało
... więc wydaje się logiczne, że może lepiej nie kochać już tak bezinteresownie i mocno?

poniedziałek, 3 czerwca 2013

MINĄŁ KOLEJNY DŁUGI WEEKEND


       Minął kolejny długi weekend  i wszystko może wreszcie wrócić do normy. 

Wolny czas sprzyjał rozmyślaniom, o tym, co minęło bezpowrotnie. 
Minął czas, który jako dobro nieodnawialne jest bezcenny. Chyba wreszcie trzeba zacząć powtarzać sobie, że warto byłoby oszczędzić ten czas, który jeszcze pozostał na coś bardziej pożytecznego, niż rozmyślania o beznadziejnej codzienności i nieśmiałym pragnieniu wyzwolenia, dla odszukania spokoju i marzenia o szczęściu.



       Trzeba zdać sobie sprawę, że już minęły chwile, najbardziej błyszczące i barwne kiedyś. To te same chwile dzisiaj postrzeganmy jako najczarniejsze i nie warte nawet wspomnienia. 

Czy to źle, że nie zawsze powodują ukłucie w sercu z powodu przminięcia, a jedynie żal za samym utraconym czasem.


Prawdopodobnie ważniejsze jest, że można jeszcze być  sobą, a nie udawać zadowolenie z życia, a w sumie kogoś, kim nie jest się i nawet nie chce się być. 

Wolność wyboru pozwala spełniać własne cele, wolność słowa wyrażać ważne dla siebie poglądy. 
Prawdą jest, że los jest w naszych tylko rękach i od nas samych zależy ile życia zmarnujemy, a ile uratujemy.


Dlatego trzeba mieć odwagę, aby uciec od ślubu, jeśli się nie kocha.
Jeszcze więcej odwagi trzeba, aby zabrać wózek z dzieckiem i zamknąć za sobą spokojnie, ale nieodwracalnie drzwi.
Warto przecież posmakować, jak dobrze jest przestać się bać, tego co będzie jutro, szczególnie kiedy gniecie świadomość, że nasz wpływ na "jutro" jest żaden.

Trzeba i warto, bo czas mija, a zwlekanie nie załatwia nic.

Odwgi wystarczy i łatwiej podejmie się najtrudniejsze decyzje, ale najpierw trzeba sobie wybaczyć wszystkie popełnione błędy.

Może wtedy kolejna majówka będzie mniej refleksyjna i trudna. 
Tego trzeba życzyć wszystkim zagubionym i zgnębionym problemami codzienności, bez chęci do uśmiechu i spontaniczności.
Get Adobe Flash player